Niedawno wróciłam do Warszawy z Kamienia Pomorskiego. Pobyt tam bardzo owocny – udało się zrealizować cel wyjazdu. Poza tym wróciłam do domu bogatsza o kotka, ale o tym następnym razem. Powoli wracam do normalnego funkcjonowania w tym również do prowadzenia bloga, który przez kilka ostatnich tygodni leżał trochę zaniedbany, żeby nie powiedzieć martwy.
W sobotę miałam przyjemność być na meczu rugby Polska – Czechy. Od początku byliśmy faworytem tego spotkania – Czesi jak do tej pory przegrali wszystkie mecze w eliminacjach Mistrzostw Świata 2015 , dlatego wynik meczu mogliśmy być spokojni. Nie mniej jednak nasza reprezentacja pokazała kawał dobrej gry. Mimo tego, że ponad połowę spotkania graliśmy w osłabionym składzie, pokonaliśmy przeciwników 30:10.
Ok, przyznaję nie do końca rozumiem zasady gry w rugby. Szczerze mówiąc to nie rozumiem ich prawie w ogóle. A już z pewnością nie pytajcie mnie o spalony. Nie przeszkadzało mi to jednak naprawdę dobrze bawić się na meczu i emocjonować się przebiegiem tego spotkania. Szczególnie dwa przyłożenia, jedno po drugim, w drugiej połowie poderwały mnie ze stadionowego krzesełka.
Następny mecz w Berlinie.