Książki listopada

W listopadzie miałam mnóstwo czasu na czytanie książek, niektóre z nich tak bardzo mi się spodobały, że koniecznie chcę się z Wami podzielić moimi wrażeniami. Postanowiłam to zrobić w jednym zbiorczym wpisie, bo gdybym każdej z nich poświęcała oddzielny post, mielibyśmy tu mały portal księgarski.

Sapkowski Sezon burz

Najnowsza książka Sapkowskiego była moim zdaniem pozycją obowiązkową dla kogoś, kto całe liceum zaczytywał się w jego sadze o wiedźminie. Miło było wrócić do wiedźmińskiej rzeczywistości wykreowanej przez Sapkowskiego w pięcioksięgu sagi i dwóch tomach opowiadań. Spotykamy starych bohaterów, poza Geraltem mamy więc barda Jaskra, a gdzieś w tle czarodziejkę Yennefer. Ze znanych składników mamy również dosadny, miejscami grubiański humor, wartką akcje, soczysty, a czasem wręcz wulgarny język. Niby to samo, ale nie tak samo.

Na karatach „Sezonu burz” stoi przed nami legenda, nie wiem tylko czy dobrze było ją odkurzać. Geralt z opowiadań i sagi był postacią tajemniczą i skomplikowaną, natomiast ten z nowej książki jest jakby zagubiony i nieporadny. Miejscami wręcz irytujący. Geralt wyczuwający niebezpieczeństwo na kilometr, daje się wciągnąć w tak prymitywny fortel czarodzieja? Biały Wilk biegający z miejsca na miejsca niczym chłopiec na posyłki? Wiedźmin, który dał sobie podprowadzić miecze i nie zrobił w związku z tym rozróby na pół miasta? Coś tu jest nie tak…
Spokojnie, bez szkody dla „Sezonu burz” można było w miejsce wiedźmina i reszty ekipy wstawić nowe, świeże postaci, a Białego Wilka zostawić w spokoju. Chociaż jeszcze raz to podkreślę, fajnie było spotkać wiedźmina po latach i wrócić do jego świata.

Sprawiedliwość owiec

Po „Sprawiedliwość owiec” sięgnęłam dawno temu zachęcona fragmentami czytanymi w którejś rozgłośni radiowej. Wtedy jednak dobrnęłam tylko do połowy, zarzucając historię. Jak wspomniałam na początku w listopadzie miałam bardzo dużo czasu na czytanie. Po skończeniu „Sezonu burz” potrzebowałam czegoś do czytania, a „Sprawiedliwość owiec” nadal tkwiła na moim iPadzie.

Zaczynając książkę od początku, miałam takie same odczucia jak przed laty – książka jest bardzo zabawna, między innymi za sprawą niekonwencjonalnych metod śledczych stada owieczek, jak i ich dialogów opisujących ludzi. Najbardziej ze wszystkich podobały mi się i bawiły do łez dialogi owiec w których próbowały sobie wyjaśnić kwestie religii i boga. Pomysł na książkę jest bardzo fajny i za niego należy się autorce najwyższa nota, ale samo wykonanie wypada średnio. Niby mamy ciekawy wątek kryminalny, nawet niezłą akcję i świetne dialogi ale całość poprowadzona  jest dość niezgrabnie. Po pewnym czasie lektura zaczyna być nużąca, mimo braku długich opisów. O ile na przeczytanie reszty książek z tego wpisu potrzebowałam dwóch popołudni, o tyle ta książka zajęła mi aż cztery, a nie jest szczególnie długa. Brakowało jej czegoś co by mnie wciągnęło i porwało. Mimo to w grudniu zamierzam sięgnąć po drugą część – „Triumf owiec”.

Inferno Dan Brown

Kolejną nowością listopada po którą sięgnęłam było „Inferno”. Czekałam na tą książkę od pierwszych zapowiedzi. Przeczytałam wszystkie poprzednie książki Browna, chciałam więc przeczytać również tą. W „Inferno” mamy znanego nam już bohatera – Roberta Langdona, jest dokładnie taki jakiego pamiętamy go z poprzednich książek. Bez zmian pozostaje również schemat – historyk w dobrze skrojonym garniturze biega jak opętany po kościołach i muzeach, w towarzystwie młodej, pięknej kobiety, rozwiązując kolejne zagadki. Schematyczność tej książki jednak w niczym jej nie przeszkadza. Od pierwszej do ostatniej strony autor prowadzi nas od jednej zagadki do drugiej, we właściwym sobie stylu literackim – lekkim i prostym. Fabułą książki, tak jak w poprzednich pozycjach Browna, jest pokręcona intryga, wartka akcja i mnóstwo emocji, a tłem tego wszystkiego jest „Boska komedia” Dantego. Tak jak przy poprzednich  książkach dałam się zaintrygować i wciągnąć. Jeśli podobały Ci się poprzednie książki Browna, spodoba Ci się również ta. Książka idealna na jesienne popołudnie i wieczór. Albo dwa.

Najlepsze zostawiłam na koniec, to dwie pierwsze części trylogii Feed Miry Grant. W listopadowych zapowiedziach książkowych moje oko przyciągnęła okładka „Deadline” ale skoro to druga część trylogii, to najpierw należy przeczytać pierwszą.

Przeglad Konca Swiata FEEDPo „Przegląd Końca Świata: Feed” sięgnęłam mimo tego że nie lubię historii o zombie. Jakoś nie kręcą mnie rzesze nieumarłych wałęsających się po ulicach. Przekonały mnie dobre recenzje i zapowiedź na stronie wydawnictwa. Nie zawiodłam się. Książka od pierwszych stron trzyma w napięciu i przede wszystkim nie jest książką o zombie, tylko thrillerem politycznym z zombie w tle. Bo w tej książce zombie nie wyskakują na nas co kartkę, a „gdzieś tam sobie są”, funkcjonują w swoich enklawach i póki się do nich nie zapuszczasz wszystko wydaje się być w porządku. Albo póki ktoś czegoś nie spieprzy.

W 2014 naukowcy odkryli lek na grypę i raka. Problem nowotworów i przeziębień przestaje istnieć. Niestety jednak substancje aktywne obu szczepionek łączą się i mutują tworząc wirusa Kellis-Amberlee za sprawą którego umierając stajesz się śmiertelnym zagrożeniem dla swoich najbliższych. Stajesz się zombie. Akcja książki zaczyna się w 2039 roku, kiedy ludzie próbują żyć swoim życiem obok zombie, starając się nie wchodzić im w drogę. Jednocześnie nie wierzą właściwie nikomu – politycy są skorumpowani, dziennikarze zmanipulowani, telewizja pokazuje niewiarygodny obraz rzeczywistości, jednym źródłem prawdy są blogerzy. Raj na ziemi. Gdyby nie te zombie.

Akcją książki zbudowana jest wokół kampanii prezydenckiej, której przebieg relacjonuje grupa blogerów. W jej trakcie wpadają na trop przerażającego, ogólnonarodowego spisku, który próbują rozwikłać i nagłośnić. Zakończenie książki było dla mnie totalnym zaskoczeniem, wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego. Od razu po skończeniu „Feed”, bez chwili wytchnienia sięgnęłam po drugą część „Deadline”.

przeglad konca swiata deadline

Akcja „Deadline” rozpoczyna się rok po zakończeniu wydarzeń z „Feed”. Ekipa Przeglądu Końca Świata musi poradzić sobie z funkcjonowaniem w nowej rzeczywistości, a za główny cel stawiają sobie wyjaśnienie tego co stało się pod koniec pierwszej części. Przynajmniej niektórzy. Odkrywają przy tym nowy spisek, jeszcze bardziej przerażający niż poprzedni, o jeszcze większym zasięgu. Stają się przy tym bardzo niewygodni.

Druga część trylogii jest jeszcze lepsza od pierwszej, jeszcze bardziej trzyma w napięciu i czyta się ją jeszcze szybciej. „Deadline” już nie jest thrillerem politycznym tak jak „Feef”, teraz to bardziej thriller medyczny.

Kiedy skończyłam czytać „Deadline” napisałam na swoim Facebooku „AAA!! O FUCK!! WOW!! Końcówka drugiej części „Przeglądu końca świata” Miry Grant MIAŻDŻY!! FUCK!! Pierwsza część była ZAJEBISTA, ale druga to po prostu MIAZGA!! Kiedy jest premiera trzeciej części w PL? Ktoś wie?” mało składnie, nie da się ukryć, ale takie książki po skończeniu których nie jesteśmy w stanie sklecić normalnego zdania, są najlepsze. A potem ściągnęłam ebooka „Blackout” w oryginalnej wersji. Nie mam cierpliwości czekać, aż trzecia część „Przeglądu Końca Świata” ukaże się po polsku. Nie po takim zakończeniu „Deadline”.

1 comments

Dodaj komentarz